„Stał dwór szlachecki...”

W połowie maja, akurat na Zielone Świątki, Kowno odwiedziła rodzina hrabiostwa Kossakowskich: małżonka śp. hrabiego Michała Korwin-Kossakowskiego pani Janina, ich córka Renata Kossakowska-Kierejewska oraz syn Zygmunt Korwin-Kossakowski. Miejscem urodzenia zmarłego w październiku ub. roku w podwarszawskim Milanówku hrabiego Michała był majątek Żejmy (Żeimiai) niedaleko Janowa (Jonavy). Ten fakt, jak również czynione przez rodzinę starania o odzyskanie dawnej rodowej posiadłości - zmarły głowa rodziny posiadał przed wojną obywatelstwo litewskie - sprowadziły Kossakowskich na Litwę, zresztą już nie po raz pierwszy. Oprócz Żejm goście złożyli wizytę w siedzibie Kowieńskiego Oddziału ZPL, gdzie mieli miłe spotkanie z miejscowymi Polakami, a wzruszeni gościnnym przyjęciem obiecali również w przyszłości nie omijać tych progów. Ciągnący się jak po grudzie proces odzyskania ziemi przez dzisiejszych mieszkańców Litwy, dla przedwojennych jej obywateli narodowości polskiej jest podwójnie trudny (że wspomnimy tu sławetną historię hrabiego Tyszkiewicza z Połągi). Kossakowscy na razie mają nadzieję na kilka hektarów z dawnych dóbr w byłym majątku Borsukine, niegdyś również do nich należącym. Oby te starania zostały uwieńczone sukcesem, chociażby w namiastce dziejowej sprawiedliwości...

Ród Kossakowskich był znany na Litwie nie tylko z racji na niechlubnej pamięci inflanckiego biskupa-targowiczanina. Wojewodowie, kasztelani, hetmani, późniejsi właściciele wielkomagnackich fortun, w XVII w. w małym zaścianku pod Łomżą jeszcze sami za pługiem chodzili - jak świadczą kroniki - ale w potrzebie Rzeczypospolitej stawali do pospolitego ruszenia, radzili na sejmach, królów obierali. Generał z tego rodu podobno pod Maciejowicami wyniósł z boju rannego Kościuszkę, a podczas odwrotu Napoleona objął komendę nad polskimi wojskami. Różne koleje losu kilku gałęzi Kossakowskich pozostawiły swe ślady na całej Litwie. Wiedzeni ciekawością, czy coś po tej słynnej familii zostało, postanowiliśmy odwiedzić niektóre z tych miejsc. Za „przewodnika” tym razem obraliśmy pana Grzegorza Rąkowskiego, a ściślej - jego „Ilustrowany przewodnik po zabytkach kultury na Litwie”. Fragmentaryczny i niepełny, ale na pierwszy raz powinien był wystarczyć. Kossakowscy wznosili swe okazałe rezydencje nie tylko na Nowym Świecie w Warszawie albo w Wilnie. Wojtkuszki k. Wiłkomierza czy pałac w Żejmach w XIX w. nie zrobiłyby wstydu pod tym względem żadnej ze stolic. Warto zatem było zobaczyć resztki dawnego przepychu.

Ruiny wojtkuskie

Warszawski pałac, zbudowany przez Stanisława Szczęsnego Kossakowskiego, w 1944 roku Niemcy wysadzili w powietrze.Odbudowany, dziś jedynie frontonem przypomina swój dawny wygląd. Z woli tegoż fundatora i mniej więcej w tym samym czasie stanął i pałac w Wojtkuszkach. U Romana Aftanazego w jego IV tomie „Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej. Województwo wileńskie” Wojtkuszkom przypadło 10 stron tekstu ze zdjęciami. W dziejach tej miejscowości nie brakuje nawet na wpół mitycznej figury jak Świdrygiełło, który jakoby miał tu jeden ze swych zamków. Dokumentalnie potwierdzono natomiast dziedzictwo rodziny Skorulskich w połowie XVI w., któremu nadszedł kres dokładnie 24 marca 1764 roku: za 160 000 złp. Wojtkuszki sprzedano Michałowi Korwin-Kossakowskiemu, podstolemu kowieńskiemu, późniejszemu wojewodzie witebskiemu. W latach 60-70 XVIII w. założył on tu wielkopańską rezydencję, barwnie opisaną przez jego wnuka, Stanisława Szczęsnego, dyplomatę w służbie rosyjskiej, literatę i kolekcjonera, żonatego z dziedziczką bajecznej fortuny de Lavalów w Rosji, spokrewnioną przez siostrę z dekabrystą Sergiuszem Trubieckojem.

Właśnie hrabia Stanisław Szczęsny w epoce mody na neogotyk, w połowie XIX w. przebudował pałac, nadając mu styl a,la zamek Miramare pod Triestem. Zamysł, wykonany przez architekta amatora z powiatu wiłkomierskiego Bonifacego Pawłowskiego, na zachowanej litografii Napoleona Ordy i zdjęciach, nadmiarem kolumienek i wieżyczek przypomina raczej eklektyczną budowlę u początków ulicy Kalwaryjskiej za Zielonym Mostem w Wilnie. Zawrotu głowy można natomiast dostać czytając opisy pałacowych wnętrz. Sale pałacowe gromadziły iście muzealne zbiory militariów w postaci hełmów, tarcz, puklerzy, pełnego rynsztunku zbroi rycerskiej, przebogatą kolekcję portretową królów polskich i malarstwa z Bacciarellim na czele, niezliczoną ilość kosztownych porcelanowych cacek i misternych wyrobów ze srebra, brązu, kryształów, mebli, a nade wszystko - liczącą przeszło 12 000 tomów bibliotekę i ponad tysiąc zwojów archiwalnych oraz zbiory archeologiczne, a nawet... mundur samego Napoleona. W pałacowej kaplicy przechowywano metalową puszkę w kształcie serca, zawierającą jakoby serce hetmana Jana Karola Chodkiewicza.

Rezydencja w niewiele zmienionym stanie przetrwała do I wojny światowej. Zbiory wojtkuskie, wywiezione wtedy częściowo do Rosji, tam przepadły, inne uległy rozproszeniu, część biblioteki Litwini wcielili do księgozbiorów kowieńskich, ocalała część kolekcji, która znajdowała się w Warszawie, podzieliła los całości podczas Powstania Warszawskiego. Ostatnim, już tylko formalnym właścicielem okrojonych do małego ośrodka Wojtkuszek, do 1940 r. był Jan Eustachy hr. Kossakowski, lekarz i znany profesor medycyny, zmarły w 1979 r. Jego wspomnienia o Wojtkuszkach drukowano w nrnr 2-4 „M. W.” za rok 1999. Warto dodać, że z gałęzi rodu Kossakowskich na Wojtkuszkach pochodziła matka ks. kan. Waleriana Meysztowicza, autora wspomnień „Poszło z dymem”. W ograbionym i zdewastowanym pałacu w 1939 r. umieszczono internowanych żołnierzy polskich, zaś podczas okupacji niemieckiej przez jakiś czas było tu getto żydowskie, zlikwidowane potem w pobliskim lasku Piwonia. Po wojnie nie nadające się do użytku mury zostały częściowo rozebrane.

Nie obeszło się bez błądzenia, by wreszcie odszukać ślady dawnej rezydencji, położonej w połowie drogi między Wilnem a Poniewieżem, tyle że przy starym trakcie. Lecz nawet za drogowskazem „Vaitkuškis” bezradnie rozglądaliśmy się po stronach, zanim młode „dziedziczki” Wojtkuszek, nudzące się na przydrożnych schodach prowadzących donikąd, wskazały właściwy kierunek. Niewidoczne za starodrzewiem od szosy wiłkomierskiej ruiny wojtkuskiej rezydencji potrafiły jednak zaskoczyć. Tuż za zakrętem bocznej drogi wyłoniły się resztki beżowo-karmelowych murów z ostrołukowymi niszami i stojącą trochę osobno dwukondygnacyjną czworoboczną wieżą, ozdobną w takież ostrołukowe wnęki. Wcześniej podobno sprywatyzowana, ale bez żadnych oznak jej użytkowania, pozbawiona górnych wieżyczek i kolumienek, z pozabijanymi oknami i wejściem, wznosi się samotnie nad miejscem dawnej rezydencji. Spacerując w miejscu wyciętego prawie do reszty niegdyś wspaniałego parku, na próżno próbowaliśmy pobudzić wyobraźnię. Rażący kontrast z Aftanazym i Meysztowiczem zmusił, po zrobieniu kilku zdjęć, do pożegnania się z miejscem, do którego najbardziej pasowałaby filozoficzna maksyma - „wszystko przemija”.

W Wieprzech, pachnących lipowym miodem

Już po drugiej stronie Wiłkomierza, w kierunku Janowa, leży inna rodowa posiadłość - Wieprze (Vepriai), nabyta w 1808 r. przez łowczego litewskiego hrabiego Józefa Kossakowskiego, odziedziczona przez córkę, lecz ostatecznie sprzedana. Do I wojny światowej majątek pozostawał w rękach Broel-Platerów, a w 1924 r. w znacjonalizowanym dworze założono szkołę rolniczą. Dzięki temu neoklasycystyczny pałacyk w Wieprzech nie podzielił losu Wojtkuszek, chociaż bogata biblioteka, archiwum i kolekcja dzieł sztuki, zgromadzone przez Platerów, również „poszły w lud”. Czy jest w tym zakątku Litwy bardziej urokliwa miejscowość - trudno powiedzieć, obstawalibyśmy jednak przy Wieprzech. Już przy wjeździe nie sposób było ominąć „nielitewskiej” z wyglądu kapliczki-kolumny z figurą ukrzyżowanego Chrystusa i nie mniej interesującej tabliczki, głoszącej po litewsku, iż upamiętnia ona konfederację barską i stanowi zabytek architektury.

Rozrzucone na kilku pagórkach nad jeziorem o tej samej nazwie, z białym kościołem na wysokim wzgórzu, miasteczko sprawia wrażenie zadbanego i bardziej zamożnego niż dziesiątki mu podobnych. Na obszernym dziedzińcu przy kościele, w którym akurat trwało nabożeństwo, naszą uwagę przyciągnął marmurowy nagrobek z napisem polskim, niestety, uszkodzonym. Widoczne jak na dłoni z kościelnego wzgórza osiedle nad jeziorem wyglądało aż nazbyt malowniczo, trochę jak na kiczowatym obrazku. Nie musieliśmy zasięgać języka, by trafić do pałacu: już z daleka widać było rozkoszną zieleń parku. Powoli zbliżając się w jego kierunku nagle zostaliśmy otoczeni obłokiem odurzająco słodkiego zapachu - kwitły stare lipy. Z tej, 130-metrowej alei lip, jak i z cennego nektaru ich kwiatów słynął niegdyś majątek w Wieprzech. Jak widać, nie poszło to w zapomnienie: trochę z obawą minęliśmy właśnie krzątających się przy ulach pszczelarzy, lecz długo jeszcze ciągnął za nami ten bajecznie miodowy aromat.

Mostek na tamie nad rzeczką wreszcie doprowadził nas do celu. Neoklasycystyczny pałacyk w Wieprzech z przełomu XIX-XX ww. nie sprawia majestatycznego wrażenia: przytulny i jakiś wyjątkowo swojski, trochę nawet gubi się wśród nowoczesnych piętrowych bloków. Jedynie fasada z portykiem o czterech kolumnach i trójkątny fronton, ozdobiony sztukaterią o motywach roślinnych przemawiają za „szlachetnym pochodzeniem” budynku. Jest on nieużytkowany, lecz ma zabezpieczone przed nieproszonymi gośćmi wejście i okna. Na pożegnanie trochę spacerujemy dróżkami zadbanego, strzeżonego jako pomnik przyrody, parku, by z cienia wiekowych drzew znów zanurzyć się w upał dalszej drogi.

Lekcje gramatyki

O Janów zahaczyć musieliśmy jedynie z racji na fundatora tamtejszego kościoła pw. św. Jakuba Apostoła - biskupa inflanckiego Józefa Kossakowskiego. Niechlubny jego koniec na Krakowskim Przedmieściu nie zmienia faktu, iż światynię janowską wraz z klasztorem trynitarzy w latach 1791-93 zbudowano dzięki staraniom biskupa według projektu Wawrzyńca Gucewicza. Dość okazała świątynia znacznie zmieniła wygląd po gruntownej przebudowie w roku 1934, dziś dominują nad nią dwie „dodane” wysokie wieże. Na tabliczce z czasów sowieckich czyjąś ręką naprędce wprowadzono korektę, chociaż napisu „Kostioł. Ochraniajetsia gosudarstwom” nie usunięto. Niestety, obejrzeć cennego wyposażenia wnętrz nie udało nam się, kościół był zamknięty.

Nie mogliśmy natomiast pominąć zabytkowej świątyni w pobliskich Skorulach, obecnie znajdujących się już w granicach miasta. Chociaż niczym nie związany z Kossakowskimi, kościół św. Anny jest wart obejrzenia, jako rzadko spotykana w tych okolicach, a i na całej Litwie, budowla w stylu późnogotyckim. Wzniesiony w latach 1620-22 z fundacji Andrzeja Skorulskiego, remontowany po pożarze w 1812 r., w znacznym stopniu zachował swój pierwotny wygląd. Wysoki, chociaż nie zwieńczony wieżami, kościół ten w wielu szczegółach zdradza charakter obronny. Potężną fasadę upiększają półkoliste wnęki i rzędy różnej wielkości nisz, ostrołukowe okna w bocznych ścianach tworzą całość. Na dzwonnicy z końca XIX w. zachował się XVII-wieczny dzwon fundacji marszałka kowieńskiego Rafała Zygmunta Skorulskiego. Zamknięty kościół i kompletna pustka wokół znów stanęły na przeszkodzie naszym planom obejrzenia cennych wczesnobarokowych XVII-wiecznych drewnianych rzeźb, znajdujących się w świątyni.

Częściowo zaspokoiliśmy naszą dociekliwość odczytując napisy nagrobkowe na kościelnym dziedzińcu. Pisownia nazwisk, charakterystyczna dla jakże wielu cmentarzy litewskich, zależy od dat na pomnikach. Wśród starszych napisów znaczna część jest po polsku, nowsze już po litewsku, często stojące obok siebie nagrobki z tym samym nazwiskiem - są już w innej interpretacji językowej. Gramatyka cmentarna daje dużo do myślenia. W pobliżu kościoła, z datą 1941 roku, są groby trzech księży, rozstrzelanych przez żołnierzy cofającej się Armii Czerwonej. Nie było kogo zapytać, by dowiedzieć się czegoś konkretnego o kilkunastu żelaznych bezimiennych krzyżach, stłoczoną grupką wznoszących się nad krzakami, tuż poza bramą kościelną.

„Własność prywatna – wstęp wzbroniony”

Odwiedziny Żejm zostawiliśmy sobie na koniec podróży. Długi dzień wczesnego lata zbliżał się już ku wieczorowi. Nim więc dotarliśmy do Żejm, miasteczko już nabierało cech sobotniego relaksu: przydrożny bar przeżywał oblężenie klienteli. O kolejną posiadłość Kossakowskich, zapytaliśmy dwie spacerujące starsze panie, gdyż do uszu naszych dotarły urywki ich polskiej mowy. Panie Marijana Aldona i Anna z przyjemnością ucięły z nami pogawędkę na temat Żejm, dopytując się, czy przypadkiem nie jesteśmy ich dziedziczkami. Z konwersacji, prowadzonej dość poprawną polszczyzną zdobyliśmy garść informacji, m. in. o tym, iż w Żejmach mieszkali przeważnie Polacy, a starsze pokolenie dotychczas porozumiewa się ze sobą po polsku, lecz młodzież - z braku szkoły - już się go nie nauczyła. Pani Anna pochwaliła się natomiast, że jej mama Bronisława pracowała u państwa Kossakowskich w charakterze gosposi, a ona sama często biegała pałacowymi schodami, opowiedziała jak dziedzic odwiedził Żejmy i jakoby obiecał tu wrócić.

Wskazany przez życzliwe rozmówczynie kierunek, szybko doprowadził nas do bramy wjazdowej, za którą już widniał zarys kształtów pałacowych. Nim jednak wkroczyliśmy na teren majątku, na jednym ze słupów bramy oczy dostrzegły krótkie aczkolwiek wymowne ostrzeżenie: „Teren prywatny. Wchodzić i spacerować nie wolno”. Nie spodziewając się, by hrabiostwo tak szybko odzyskało dawną posiadłość i zdążyło w ten sposób odseparować się od reszty Żejm, postanowiliśmy zlekceważyć napis i wejść. Tym bardziej, że jacyś osobnicy krzątali się przy porządkowaniu pokaźnych rozmiarów parkingu przed pałacem, nim jednak zbliżyliśmy się, odeszli, zamykając narzędzia pracy w starym spichlerzu. Skoro nikt nie zamierzał nas przepędzać, ani szczuć psami, mogliśmy bez pośpiechu obejrzeć pałac.

Historia pałacu w ziemskim majątku Żejmy sięga schyłku XVIII w., lecz już w XV-XVI stuleciach miejscowe dobra należały do Zawiszów, a w XVII-XVIII - do Medekszów. W 1780 Żejmy zostały od nich kupione przez biskupa inflanckiego Józefa Kossakowskiego i pozostawały w rękach tej rodziny do 1940 r. Klasycystyczny pałac został przebudowany ze starego dworu jeszcze za czasów biskupa, w XIX w. przez jakiś czas był niezamieszkały, aż jego odnową zajął się w 1907 r. ostatni właściciel Żejm Zygmunt Kossakowski. Odbudowa trwała pod kierownictwem znanych architektów braci Siestrzeńcewiczów, dzięki czemu fasada pałacu zachowała cechy klasycystyczne, natomiast wygląd elewacji ogrodowej uległ znacznym zmianom. Na wysokości piętra wzniesiono taras oparty na półkoliście zamkniętych arkadach, z którego do parku wiodą schody, jednobiegowe w górnej części, w dolnej rozdzielające się na dwa półkoliste ramiona, obramowane balustradą.

Po II wojnie światowej w pałacu mieściło się technikum rolnicze, co uratowało go od ruiny. Zachowały się też dwa budynki mieszkalne i obszerny spichlerz. Zygmunt Kossakowski zakończył żywot w 1941 r., jego syn Szymon zginął jako żołnierz AK w walkach o Wilno w lipcu 1944 r. Przy miejscowym kościele zachowała się kaplica grobowa rodu Kossakowskich, wzniesiona w 1843 r. Innym ciekawym zabytkiem w Żejmach jest oryginalna, jedna z najstarszych na Litwie, XVIII-wieczna barokowa kapliczka przydrożna pw. św. Jana. Istnieją nawet dwie legendy na temat jej pochodzenia, lecz to już inna historia.

* * *

Tą miejscowością zakończyło się nasze, dość powierzchowne co prawda, tropienie śladów znanego rodu. Można byłoby starać się o jego ciąg dalszy, poświęcić czas, wertować literaturę, penetrować archiwa. Bez wątpienia, materiału uzbierałoby się na całkiem pokaźne wydanie, a i zajęcie to byłoby interesujące. Dwa szczegóły - przyznać należy - które mocno utkwiły w pamięci, jakoś te dobre chęci niweczą: kontrast między Wojtkuszkami w IV tomie R. Aftanazego i ich dzisiejszym stanem oraz ten rygorystyczny napis na bramie w Żejmach. Dwa szczegóły, jak dwa zaprzeczenia - nawet posiadanemu przez dawnego dziedzica Żejm przedwojennemu obywatelstwu państwa litewskiego.

Czesława Paczkowska

Wstecz